sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 2: I shrugged as if nothing had happened, although inside fall to pieces.


Uwaga! Zapomniałam powiedzieć o tym wcześniej, Justin w historii wgl nie odzwierciedla jego charakteru w rzeczywistości, wszystko tutaj jest wymyślone przeze mnie! Więc nie szukajcie podobieństw i nic mi nie zarzucajcie, bo to wszystko to tylko i wyłącznie moja wyobraźnia.

Katherine

 - Kat wstawaj! Spóźnimy się przez ciebie do szkoły - usłyszałam. Ktoś szturchał mnie w ramię i próbował wybudzić ze snu. Nawet nie otwierając oczu machnęłam ręką i usłyszałam czyjś jęk. Uśmiechnęłam  się pod nosem.
- Cholera Katherine, nie żartuję, jak zaraz nie wstaniesz jadę bez ciebie - to Sean. Czy on zgłupiał? Powinien wiedzieć, że mnie się nie budzi, bo źle się to kończy - jest 7.08 am.
Na tą wiadomość praktycznie wyskoczyłam z łóżka i spanikowana podbiegłam do szafy. Wyciągnęłam ubrania i zaczęłam szukać kosmetyków. Chłopak patrzył osłupiały, jak biegam po pokoju i zbieram rzeczy z podłogi.Wtedy przypomniała mi się wczorajsza noc i w duchu dziękowałam Bogu za to, że już nie muszę brać prysznica.
- Wyjdę za 10 minut - krzyknęłam w stronę brata. Siedział na moim łóżku i patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach.
Szybko umyłam zęby i twarz, po czym nałożyłam na nią kosmetyki. Ubrałam się w to <klik> i rozczesałam włosy. Na koniec psiknęłam się dezodorantem i moimi ulubionymi perfumami *Coco Chanel. Wyszłam z łazienki i wzięłam plecak.
- Jestem gotowa, jedziemy? - zapytałam patrząc na Sean'a, który aktualnie robił coś na telefonie, jak przypuszczam grał w flappy birds. Schował go i wstał.
- No no no, faktycznie wyrobiłaś się w 10 minut - powiedział z uśmiechem na twarzy - nie skomentuję jednak faktu, że nie brałaś prysznica - dodał wyraźnie rozbawiony.
- Myłam się wieczorem - powiedziałam nie mogąc opanować śmiechu. To niesamowite, że on zawsze umiał mnie rozweselić.

                 Jechaliśmy właściwie w ciszy, ale była to komfortowa cisza. Spojrzałam na Sean'a, prowadził spokojnie, był skupiony na drodze. Jest naprawdę przystojny - pomyślałam. Ciemne włosy postawione do góry, brązowe przyciągające oczy, duże usta i ciemna skóra. Znam go jak nikt inny, jest niesamowity. Taki troskliwy i kochający, a przy tym taki męski. I jeszcze ten jego nieziemski uśmiech. Jego przyszła dziewczyna będzie prawdziwą szczęściarą.
- Przez 16 lat nie zdążyłaś się na mnie napatrzeć? - zapytał wesoły.
- Cóż mam poradzić, że mam takiego przystojnego brata. - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Chyba zawsze będę mu zazdrościć tego, że uśmiech praktycznie nie znika z jego twarzy.

                Nawet udało nam się nie spóźnić na lekcje. To znaczy można tak powiedzieć, Sean zdążył, ale ja jak na złość musiałam iść do łazienki. Wychodząc wyjęłam komórkę i szybko kierując się w stronę sali odblokowałam telefon, który za chwilę wylądował na ziemi a ja razem z nim.
- Kurwa - powiedziałam. Co się właśnie stało? W co ja weszłam? Lub w kogo? Spojrzałam w górę. No ja pierdole serio? Nade mną stał ten sam chłopak, który wczoraj w nocy o mało co mnie nie potrącił, ale ku mojemu zdziwieniu wystawiał do mnie rękę. Zignorowałam go i szybko wstałam podnosząc przy tym z ziemi telefon. Popatrzył na mnie wyraźnie sfrustrowany, ale miałam to gdzieś.
- Słuchaj, bo... - zaczął spokojnie z czymś jakby niepokojem w głosie.
- Bo? - zapytałam głosem pełnym jadu. Zmierzył mnie zabójczym spojrzeniem.
- Serio będziesz zgrywać naburmuszoną księżniczkę?! - syknął. Wow, cóż za nagła zmiana nastroju.
- Tak, jeżeli ty nadal będziesz zachowywał się jak skończony idiota. - odpowiedziałam szybko. No zaraz mu coś dosłownie zrobię.  Nie dość, że wczoraj mnie prawie potrącił, dzisiaj znów przez niego wylądowałam na podłodze, to jeszcze mi tu będzie wyjeżdżać z jakimiś księżniczkami. No chyba kurwa po moim trupie.
-No ja pierdole, dziewczyno wytrzymać się z tobą nie da. - odpowiedział wkurzony.
- To całe szczęście, że nie musisz mnie znosić - powiedziałam pewnie - słuchaj, nie mam teraz czasu na twoje humory, i tak już jestem spóźniona - dokończyłam.
Po tych słowach po prostu odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Słowo daję, że całą drogę do sali czułam na sobie jego palący wzrok. Między innymi dlatego poczułam ogromną ulgę, gdy już weszłam do środka.

                    Mimo, że spóźniłam się jakieś 10 minut, to czas i tak strasznie mi się dłużył. Naprawdę, jak ta baba zaraz nie przestanie tak przynudzać, to zaraz podejdę i trzepnę jej tą książką w ten durny łeb. Zaczęłam rozmyślać o tym chłopaku. Czemu ciągle go spotykam? Czy naprawdę cały wszechświat musi być przeciwko mnie, nie wystarczająco życie mi już dokopało? I tak oto zatracając się w myślach doczekałam się dzwonka.

                    Przerwa i następne lekcje szybko mi zleciały, nawet nie wiem jak znalazłam się w domu. Niechętnie odrobiłam lekcje i zeszłam do kuchni po coś do jedzenia. Chwyciłam jakieś ciastka i poszłam do salonu, gdzie Sean oglądał film. Gangster Squad: Pogromcy Mafii. Osobiście bardzo lubię filmy o gangach itp. więc usiadłam obok i się przyłączyłam.
- Powiesz mi w końcu co ci się stało wczoraj jak wyszłaś z domu? - zapytał mnie chłopak. Zdziwiło mnie jego pytanie, jeszcze to pamięta?
- Nic takiego. - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami jak gdyby nigdy nic, chociaż w środku rozpadałam na kawałki. Błagam nie pytaj o więcej.
- Katherine kurwa mać, wróciłaś do domu zapłakana. - no dobra, to faktycznie niezły argument.
- Zahaczył mnie jakiś pijak, ale od razu zostawił w spokoju, jest okej, serio. - mówiłam co mi tylko ślina na język przyniosła.
- Jak to kurwa pijak?! Mówiłem ci żebyś nie szła sama! - wkurzył się, kurde. Ale i tak jest dobrze, że nie domyślił się, że kłamię.
- No ale jestem cała i zdrowa i nic mi nie jest, z gorszymi rzeczami miałam do czynienia i dobrze o tym wiesz. - odpowiedziałam. To akurat była prawda. Już więcej się nie odezwał tylko gapił się w telewizor.
Kiedy film się skończył od razu wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Idę po fajki. - krzyknęłam do chłopaka, który był w drugim pokoju.
- No chyba sobie żarty robisz, po wczorajszym się jeszcze rozumu nie nauczyłaś?! - wydzierał się jakbym stała kilometr dalej. Stary wyluzuj, przecież stoję obok.
- Ale jest  dopiero 10.15 pm a ja nie jestem pijana jak wczoraj. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z domu.Szłam w stronę sklepu. Było ciemno, a uliczki były puste. Z długiej alejki domów obok których szłam, może w pięciu paliły się światła. To trochę dziwne, ale cóż, nic mnie już w życiu chyba nie zaskoczy. Kiedy doszłam do sklepu szybko kupiłam papierosy po czym wyszłam i zapaliłam jednego. Postanowiłam się przejść i pójść okrężną drogą przez park. Zaciągnęłam się dymem i delektowałam spokojem, który mnie otacza. Nie to że jestem spokojną osobą, ale w domu, szkole, czy gdziekolwiek jestem zawsze panuje chaos. Nagle usłyszałam szelest liści i dalej jadący samochód. Czy naprawdę nie mogę się nacieszyć chwilą ciszy? Ale wtedy usłyszałam to, czego się nie spodziewałam. Naprawdę myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, a tu nagle usłyszałam strzał. Potem głośny trzask. Samochód wjechał w jakiś budynek, ktoś chyba przestrzelił mu koła. Stałam tam osłupiała i nie wiedziałam co robić. Zaraz, zaraz, a kto w ogóle strzelał? Zaczęłam się rozglądać. Ktoś w tym momencie wyszedł zza drzewa i zaczął się kierować w moją stronę. No nie. Mam już dość tego pieprzonego deja vu.  Podszedł do mnie, nie dość, że musiałam go znosić dzisiaj na korytarzu, to jeszcze teraz.
- Idziemy. - powiedział pewny, chyba myślał, że od razu go posłucham. On chyba na serio nie wie z kim ma do czynienia.
- Nigdzie z tobą nie idę. - odpowiedziałam głośno.
- Rusz się kurwa, bo będziesz wyglądać jak tamten koleś - mówiąc to wskazał na samochód, który właśnie w tym momencie wybuchł. Odskoczyłam momentalnie, ale zaraz wróciłam do poprzedniej pozycji. Chyba tego nie zauważyła, bo sam był wpatrzony samochód.
- Nie boję się ciebie. - odpowiedziałam po chwili, i sama się sobie dziwiłam, ale była to prawda. Nie bałam się go, chociaż pewnie powinnam.
- Przed chwilą na twoich oczach zastrzeliłem człowieka. - powiedział z nutką grozy, ale jakby dumny z siebie i z tego co zrobił.
- Właściwie to przed chwilą na moich oczach przestrzeliłeś oponę, reszta to czysty przypadek. - odpowiedziałam obojętnie.
- Naprawdę? Ale to ja tutaj mam broń. - odpowiedział. No teraz to był kurewsko dumny z siebie.
- Naprawdę? Ale to ja tutaj mam mózg. - odrzekłam sarkastycznie. Jestem sama sobą zaskoczona, moją odwagą i na serio niezłymi ripostami. To znaczy ja zazwyczaj jestem odważna, ale nawet najlepsi wymiękliby gdyby na własne oczy zobaczyli zabójstwo. Ale może po prostu byłam przygotowana na coś takiego, w końcu już nie pierwszy raz widzę morderstwo.
- Na twoim miejscu uważałbym na słowa, nie znasz mnie i nie wiesz do czego jestem zdolny. - powiedział groźnie przybliżając się tak, że nasze nosy praktycznie się stykały. Nie wymiękaj, Kat nie wymiękaj!
- Jesteś Justin Bieber i przed chwilą miałam okazję dowiedzieć się do czego jesteś zdolny - zaczęłam - ale to nie zmienia faktu, że się ciebie nie boję. - dokończyłam zadowolona z siebie. Popatrzył na mnie wyraźnie zażenowany tym, że nadal mnie nie zastraszył.
- Skąd wiesz kim jestem? - zapytał wyraźnie zszokowany i zaciekawiony jednocześnie.
- Mam swoje źródła. - odpowiedziałam z uśmieszkiem na twarzy. Fuck yeaah i co mi teraz powiesz? Oczywiście tak naprawdę, po prostu wyszukałam go na facebooku, ale on nie musi o tym wiedzieć.
- Chodź - powiedział - zaraz przyjadą gliny, i wolałbym żeby nas tutaj nie zastały - dokończył, złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć. Normalnie bym się wyrywała, ale ma rację, nie będzie za ciekawie jeżeli policja zabierze mnie na przesłuchanie. No bo co im powiem? Szłam sobie przez park, nagle zobaczyłam jak mój znajomy ze szkoły, którego tak naprawdę nie znam zabija jakiegoś faceta, po czym ucina sobie ze mną pogawędkę? Cholera Katherine, ty to się zawsze w coś pakujesz, było posłuchać Sean'a i zostać w domu. Westchnęłam i podążałam za Justinem, w sumie nie miałam innego wyboru, bo nadal mnie ciągnął. Ale zaraz, zaraz, gdzie my właściwie idziemy?
- Gdzie idziemy? - zapytałam wprost. Nie odpowiedział.
- Kim był tamten facet? - kontynuowałam, ale nadal milczał.
- A mówić umiesz? - spróbowałam inaczej. Obrócił mnie w swoją stronę i przygniótł do drzewa.
- Daj mi swój numer, jeżeli chcesz wyjść z tego żywa i chcesz żebym cię puścił, muszę mieć z tobą kontakt, za dużo widziałaś i sądzę, że dobrze o tym wiesz. - powiedział, był tak blisko, że czułam na sobie jego ciężki oddech.
- Nie, właściwie to my się nie znamy. - powiedziałam od razu.
- Ty wiesz, że jestem Justin, ja wiem, że jesteś Katherine, to wystarczy. - powiedział niewzruszony.
- Skąd wiesz kim jestem? - spytałam zdziwiona.
- Mam swoje źródła. - powiedział z uśmieszkiem na twarzy. No pięknie, użył mojej własnej strategii przeciwko mnie. Wtedy wsunął rękę do tylnej kieszeni moich spodni i wyjął telefon. Odblokował go i zaczął wpisywać swój numer, zanim się spostrzegłam zadzwonił do siebie. Kurwa. Muszę być ostrożniejsza. Zapisał swój numer w moim telefonie i wsadził go z powrotem do mojej tylnej kieszeni.
- Matko człowieku mam cię dość, za każdym razem kiedy cię widzę to płonę w środku. - powiedziałam. Na serio mam go już dość. Teraz uśmiechnął się jeszcze szerzej. Muszę niestety przyznać, że jest naprawdę niesamowicie przystojny.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś gorąca. - mrugnął do mnie jednym okiem, złapał za rękę i zaczął prowadzić gdzieś w las. Zaraz zaraz, to nie tak jest zawsze w tych horrorach? Dziewczyna idzie do lasu, a potem kończy w rowie zgwałcona i martwa? Tak, dokładnie tak zawsze było. I z tą oto myślą przewodnią mądra ja wchodziłam w głąb lasu z dopiero co poznanym mordercą.


* Coco Chanel - francuska projektantka mody, od 1915 roku rewolucjonizowała damską modę, lansując ubrania o prostych sportowych fasonach oraz pozbawione ozdób krótkie suknie, stając się na sześć dziesięcioleci ikoną paryskiej haute couture.W 1921 roku stworzyła popularne do dziś perfumy – Chanel No. 5. (Perfumy Coco Chanel nadal są wydawane, sama mam jedne i je uwielbiam :*)

                         

Hej :) Tak więc, starałam się, żeby w tym rozdziale działo się trochę więcej niż w poprzednich, mam nadzieję, że choć trochę mi się udało :) x Napiszcie mi w komentarzach czy wolicie czytać z akapitami czy bez, bo nw jak wam bardziej pasuje. Kto chce żebym go informowała o rozdziałach, niech poda username i bd go powiadamiać na tt :) Poszukuję kogoś kto umie zrobić szablon na bloga! Piszcie opinie w komentarzach, i to chyba tyle xd Aha, następny rozdział pojawi się trochę później, bo teraz było wolne więc miałam czas, a teraz znów sql więc wiecie, ale postaram się sprężyć. Mam nadzieję, że wam się podobało, do następnego xx
10 kom = next x

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 1: Don't judge others, because you never know what happens behind closed doors.


Katherine                     

Impreza trwa na całego. W naszym domu jest pełno ludzi, połowy nawet nie znam. Sean pewnie właśnie zabawia się z jakąś laską u siebie w sypialni, wiem jaki jest. Ale nigdy nie robiłam mu z tego powodu wyrzutów, to mój brat i będę go wspierać zawsze, mam tylko nadzieję, że nigdy nie zamieni się w ojca, bo wtedy własnoręcznie przyłożę mu lufę do skroni i nie zawaham się strzelić. Piłam właśnie trzeciego drinka i świat powoli zaczynał mi wirować przed oczami. Spojrzałam na zegarek 11.30 pm. Dobra nawet nie jest tak późno jak sądziłam.

- Katherine ! - ktoś mnie woła, no ale jak do cholery mam się dowiedzieć kto, skoro w domu jest pewnie ponad sto osób ?

Ktoś złapał mnie za ramię, gwałtownie się odwróciłam. To Sean.

- Co ty tu robisz ? Sądziłam, że jesteś zajęty - dodałam z zawadiackim uśmiechem, a on od razu zrozumiał o co chodzi.

- Byłem, ale to co dobre zawsze trwa krótko - powiedział po czym się wyszczerzył. Wybuchłam śmiechem, naprawdę czasem mnie rozbrajał. Ale podziwiam go za to, że jest jaki jest po tym co spotkało nas w dzieciństwie.

- Nie chcesz się może położyć ? Nie żebym miał coś przeciwko, ale jesteś już trochę.. - zastanowił się chwilę nad dobraniem słów - wesoła. - dodał z uśmiechem, za którym szalały wszystkie dziewczyny w szkole.

- Nie, czuję się dobrze, ale muszę zapalić, masz fajki ? - zapytałam przeszukując niestety na marne swoje kieszenie. Pokręcił przecząco głową.

- Dobra, idę do sklepu - powiedziałam i zrobiłam krok w stronę drzwi, ale chłopak momentalnie mnie zatrzymał.

- Nie ma mowy, nie w takim stanie - pomyślał chwilę - to ja pójdę z tobą.

- Nie - powiedziałam pewnie - nie zostawimy domu z tymi ludźmi, pamiętasz jak się skończyła ostatnia domówka twojego kumpla ? Bo z tego co ja kojarzę to spłonęło mu pół domu.

- Nie wytrzymasz bez tych papierosów do jutra ? - zapytał ze zmartwieniem w głosie.

- Nie martw się o mnie, sklep jest dwie ulice dalej, nic mi nie będzie. - powiedziałam po czym cmoknęłam go w policzek i wyszłam z domu.

Chłodne powietrze od razu mnie orzeźwiło, chociaż nadal byłam, jak to stwierdził Sean wesoła.Szłam sobie spokojnie ciesząc się tą ciszą i zimnym powietrzem. Przechodziłam właśnie przez ulicę, kiedy jakiś samochód postanowił wyjechać na mnie zza rogu. Jechał ze 100 km na godzinę i zatrzymał się dokładnie przede mną z piskiem opon. Ja oczywiście w moim stanie rąbnęłam przed nim na ziemię, ale szybko wstałam i wytrzepałam tyłek, a z samochodu wysiadł jakiś chłopak. Skądś go kojarzę, ale w tym momencie za chuja nie mogę sobie przypomnieć skąd.

- No i jak kurwa łazisz ?! - wykrzyczał podchodząc do mnie. No to ładny na początek znajomości - pomyślałam.

- Nic mi nie jest, naprawdę aż tak to się o mnie nie martw - powiedziałam sarkastycznie. Byłam osobą, która kłóci się zawsze kiedy coś jej nie pasuje i nie daje za wygraną. Życie dało mi w dupę, ale przynajmniej nauczyłam się tego, że trzeba do końca walczyć o swoje i nie dawać się takim dupkom jak on.

- Wybacz , że w ogóle zwracam Ci uwagę, ale wiesz skoro jesteś całkiem pijana to może powinnaś siedzieć w domu, a nie włazić pod samochody, bo inni w porównaniu do mnie mogą nie wyhamować - powiedział, patrzył mi cały czas prosto w oczy,  no nie powiem, trochę mnie to przerażało, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- No wybacz, nie wiedziałam, z kim gadam. Takim świetnym kierowcą to się nie powinno podskakiwać - stwierdziłam, że nadal będę używać mojej sarkastycznej strony, bo widzę jak go to denerwuje.

- Odezwała się księżniczka. Może w ogóle nie powinienem z tobą rozmawiać, może powinienem się ukłonić ? - przyjął moją strategię, cholera.

- Nie obraziłabym się - nie dam się, będę to ciągnąć. Alkohol tylko mi pomagał i dodawał pewności siebie, więc cały czas zachowywałam kamienną twarz. Zgromił mnie spojrzeniem, widać było, że maksymalnie go wkurzyłam tym, że nie interesuje mnie jego opinia na mój temat.

- Rodzice cię kurwa kultury nie nauczyli ? A w ogóle nie przestrzegał cię ojciec, że z nieznajomymi się nie rozmawia, zwłaszcza w środku nocy ? - postanowił chyba zmienić strategię, i niestety musiał wybrać właśnie tą. Wspomniał o rodzicach. O tacie. Wszystko tylko nie to ! Czemu musiał mówić akurat o tym ?! Niestety jego nowy sposób zadziałał, zamilkłam. Jakby tego było mało poczułam spływające po policzkach łzy. Tak bardzo starałam się je powstrzymać, ale nie umiałam. Rozkleiłabym się przy nim już do reszty, ale się pozbierałam.

- A tobie rodzice nie mówili żeby nie oceniać innych, bo nigdy nie wiesz co się dzieje za zamkniętymi drzwiami ?! - krzyczałam jak tylko mogłam, ale mój drżący głos i strumienie łez mi wcale nie pomagały. W tym momencie z samochodu wysiadła jakaś blondynka. No ją to już znam na pewno. Postanowiłam kontynuować - wybacz, że zepsułam ci wieczór, ale też nie miałam w planach kłócenia się na środku ulicy z jakimś chujem, który obwinia mnie o to, że prawie mnie potrącił ! - wygarnęłam mu  i spojrzałam prosto w oczy. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, ale w jego oczach zobaczyłam teraz coś innego niż gniew, ale nie wiedziałam co. Współczucie ? Smutek ? Może żałował ? Nie sądzę, pewnie po prostu zastanawiał się o co chodzi. Zostawiłam ich tam takich osłupiałych i bez żadnych już zbędnych słów, po prostu poszłam dalej. Wreszcie dotarłam do sklepu i kupiłam papierosy. Od razu włożyłam jednego do ust, zapaliłam i zaciągnęłam się dymem. Złość momentalnie ze mnie uleciała, ale niestety zaraz wróciła, kiedy pod sklep podjechało czarne BMW. Szybko zaczęłam kierować się do domu omijając znany mi już samochód. Po 10 min dotarłam na miejsce i weszłam do środka. Momentalnie dopadł mnie Sean.

- Gdzieś ty tyle była ? Martwiłem się - spojrzał na moją twarz - Co się stało ? Czemu płakałaś ?

- Nic mi nie jest, idę się położyć - powiedziałam i wymijając wszystkich skierowałam się na górę, do swojego pokoju.

Leżę tak już chyba z godzinę, ale nie mogę usnąć. Zalana łzami cały czas słyszę w głowie te jego słowa "Rodzice cię kurwa kultury nie nauczyli ?". Rodzice. Gdyby tylko wiedział jaka jest prawda, ale nie wie i nigdy się nie dowie. Spojrzałam na zegarek. 02.23 am. Świetnie, nie zasnę teraz, a jutro muszę iść do tej pieprzonej szkoły. Wyjechałabym stąd, nawet teraz, ale nie chcę rozstawać się z bratem. Mam tylko jego. Ale myśl, że mam spędzić w Baltimore jeszcze kilka lat mnie wręcz dobija. W końcu zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Zawsze robię to rano, ale teraz i tak nie mam nic innego do roboty. Weszłam pod prysznic i nałożyłam na całe ciało truskawkowy żel do mycia. Po spłukaniu się i umyciu włosów owinęłam się ręcznikiem i zajrzałam do szafki wiszącej  obok lustra. Spojrzałam na pudełeczko wewnątrz. Żyletki. Można powiedzieć, że byli to kiedyś moi najlepsi przyjaciele. Pomagało mi to zapomnieć o problemach, niestety nie trwało to długo i musiałam sięgać po następną. Ale skończyłam z tym jakieś 3 lata temu. Wtedy właśnie kiedy ostatni raz zobaczyłam ojca. Ponownie poczułam palące łzy w oczach, ale tym razem nie dałam im wypłynąć. Wiem, że jak zacznę płakać to nie przestanę do rana. Jeszcze raz spojrzałam na pudełko, wyjęłam tabletki stojące obok i zamknęłam szafkę. Nigdy więcej - pomyślałam. Połknęłam tabletkę nasenną, założyłam piżamę i położyłam się do łóżka. Leżałam tak jeszcze chwilę i zorientowałam się skąd znam tą dziewczynę. To ta tleniona blondynka, która cały czas tylko pije i imprezuje. On z tego co kojarzę to jej chłopak, można powiedzieć, że należą do szkolnej elity. Nie to, że rządzą w szkole czy coś, bo chyba mają ją w dupie, po prostu wszyscy ich tam znają. Ale to nic wielkiego, ja i Sean też jesteśmy takimi osobami, ale nigdy nie myślę o sobie, że jestem "popularna". Po prostu zawsze walczę o swoje i wtedy zazwyczaj wygrywam. Muzyka w domu trochę ucichła i połowa ludzi pewnie poszła do domu, ale reszta pewnie zostanie do rana, ale mam to gdzieś. Ważne tylko żeby mi nikt nie przeszkadzał. Sama nie wiem kiedy ogarnął mnie sen.





Hej :) No więc wiem, że w rozdziale dużo się nie działo, ale gwarantuję, że w następnym akcja się rozwinie. Mimo wszystko mam nadzieję, że mi wybaczycie, że trochę przynudziłam i doczekacie do następnego xx Ci którzy dopiero zaczynają czytać, jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach, piszcie swoje tt w komentarzach :) I proszę napiszcie co sądzicie, bo wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. To by było chyba na tyle na dzisiaj :) Ahaa i jeszcze, dziękuję cudownej @hazzfaves za śliczny nagłówek <3 Jeżeli ktoś umie robić szablony, niech napisze xx A jeżeli macie jakieś pytania lub cokolwiek, piszcie na tt @xluv_yax . Baaj :) x
8 kom = next

wtorek, 22 kwietnia 2014

Prolog, bohaterowie i kilka słów ode mnie ;)

                                                    Prolog  

- Kurwa Katherine otwórz te drzwi - Sean dobijał się do kabiny w której siedziałam. W końcu mu otworzyłam.
- Czemu płaczesz ? Powiesz mi wreszcie co się stało ? - zaczął wypytywać, wiem, że po prostu się martwił i wiem też, że jemu mogę wszystko powiedzieć.
- John chciała mi się dobrać do majtek... - zaczęłam cicho.
- No zabiję chuja - powiedział to i chciał wyjść, ale go złapałam.
- Nic nie rób, przecież wiesz, że potrafię o siebie zadbać. A poza tym większość dziewczyn już to robiła, mogłam się tego spodziewać, ale wiesz pewnie dlaczego ja... - chciałam kontynuować, choć sama nie wiedziałam co mu powinnam powiedzieć, ale mi przerwał.
- Wiem - powiedział stanowczo - ale mam nadzieję, że z nim zerwałaś ?
- Tak - powiedziałam szybko. Pokiwał tylko głową, wyszliśmy z łazienki i każdy poszedł w swoją stronę. Następna lekcja tak mi się ciągnęła, że myślałam, że podejdę i grzmotnę tą babę książką, ale się powstrzymałam. Doczekałam dzwonka i wyszłam na korytarz. Zobaczyłam jak ta czerwonowłosa ździra flirtuje z Johnem. A może on z nią ? Zresztą nieważne, nie bardzo mnie to obchodziło. Od razu poszłam na boisko poszukać Sean'a. Gdy tylko go zobaczyłam od razu do niego podeszłam i zaczęłam prosto z mostu.
- Urządzamy dzisiaj imprezę- powiedziałam. Popatrzył na mnie spod uniesionych brwi.
- Nie sądzisz, że mamy trochę mało czasu na zaplanowanie domówki ? - zapytał lekko rozbawiony.
- Muszę się upić - powiedziałam. To chyba załatwiło sprawę.

No więc prolog już za nami. Trochę mi chyba nie wyszedł, ale mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba :) Mam już napisany 1 rozdział więc mg go dodać nawet dzisiaj albo jutro, ale nie sądzę, że będą na to chętni xd Proszę was o komentowanie, bo naprawdę zależy mi na waszych opiniach, i napiszcie mi co powinnam zmienić. Jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach to piszcie w komentarzach jak się zwiecie i bd was informować na tt x Aha i jeżeli ktoś umie robić banery na bloga to niech się zgłosi, gdyż mam z tym problem xx  Jeżeli macie jakieś pytania albo cokolwiek to piszcie na tt @xluv_yax :) x
3 komentarze = next                                      


                                          Bohaterowie:
                                                               

                                                         Katherine Bell  / 16 lat
 
                                       
                                                          Justin Bieber / 17 lat

                                        
                                                             
                                                         Sean Bell / 17 lat / brat Katherine
        
 

Caroline Foster / 16 lat

   
                                                          Claire Goldberg / 17 lat
 
 

 Brian Foster / 18 lat / brat Caroline

                                   
                                                       John Wesley / 17 lat